Gdzieś na końcu świata, czeka na nas wymarzona chata.. Wiemy o tym oboje.. Mało tego! My tą chatę widzieliśmy na własne oczy, jeździmy tam na wakacje i należy ona do rodziny..
Stoi taka smutna, samotna, opuszczona, zaniedbana.. Oj jak bardzo mam ochotę otulić ją ciepłem jakie panuje w naszej rodzinie..
Chata znajduje się w niskich partiach górskich, na skraju lasku, niedaleko jeziora - brzmi jak bajka prawda?
Nikt chaty nie chce, czyli wydawałoby się, że my ją możemy mieć, ale nie jest sprawa taka prosta.. Nikogo z rodziny nie stać by postawić ten dom na nogi i później utrzymać. Owszem, niewielkim wkładem finansowym, można by doprowadzić dom do stanu względnego do zamieszkania (czyli zrobić ogrzewanie i wymienić chociaż część okien), ale... Jak później ten dom utrzymać i powolutku go upiększać bez pieniędzy, bez pracy..? A niestety.. pracy to tam nie ma.
Dom jest ogromny i ma potencjał.. Mógłby w sezonie być pensjonatem, ale na pensjonat, to trzeba dużych funduszy i tak się koło zamyka..
Póki co pozostają nam marzenia i "gdybanie".. ewentualnie można czekać na wygraną w lotto.. a raczej, że ktoś nam tą wygraną odda, bo my w lotto nie gramy :-)
Niejednokrotnie padły ze strony rodziny słowa "jedźcie i zamieszkajcie tam!" a mnie krew wtedy zalewa, bo gdyby sytuacja była tak prosta, to bylibyśmy tam już od dawna..
Jednak mimo przeciwności, nie jest prosto porzucić marzenia o tym miejscu.. Nie rozumiem, jak to możliwe, że nikt poza nami, nie docenia potencjału jaki ma w sobie ten dom!
Niestety zdjęć, które oddałyby urok domu nie mam, ale mniej więcej mogę opisać jak on wygląda, a w kolejnych postach pokażę wam jaki mam na ten dom plan.
Tak więc.. Dom jest murowany, ma około 30 lat (nie wiem dokładnie - musiałabym pytać męża)
Idąc od wejścia wchodzimy do tzw. wiatrołapu, z którego przeszklone drzwi prowadzą na oszkloną werandę, która ciągnie się przez całą długość ściany budynku, czyli jakieś 10 metrów, a szeroka jest na około 2 metry. Weranda jest na jednej ścianie obita boazerią, pomalowaną na czekoladowy brąz (boazeria jest wg mnie do wyrzucenia z tamtego miejsca, ale chętnie wykorzystałabym ją do innych celów).
Mniej więcej po środku długości werandy są drzwi, po których otwarciu mamy do wyboru:
- zejście na dół do "piwnicy", która tak na prawdę jest parterem domu (i wg mnie ma potencjał na coś więcej niż piwnica)
- oraz wejście do góry po schodkach. Wchodzimy na duży przedpokój/hall(przedpokój jest dla mnie prostokątny i podłużny a hall kwadratowy lub okrągły, a to pomieszczenie jest zdecydowanie bardziej kwadratem). Na tym piętrze znajdują się 3 olbrzymie pokoje, kuchnia ze starym piecem kaflowym (który powinien zostać przebudowany - jeśli się da to z większości starych części) oraz średniej wielkości łazienka w stanie prawie, że surowym.. tzn gołe tynki, toaleta, wanna i stara frania :) - ta część domu jest do zamieszkania na już (gdyby wprawić nowe okna i zrobić ogrzewanie).
Jest jeszcze poddasze, na którym nigdy nie byłam, bo nie ma na nie jeszcze schodów. Mężowi muszę na słowo wierzyć, że są tam 4 pokoje i miejsce na łazienkę.. To piętro jest gołe i wesołe, z zabitymi deskami oknami.. a raczej z brakiem okien.. a wejść na nie można tylko po wielkiej, starej, chwiejącej się drabinie - tylko pająków boję się bardziej!
"Piwnica", która wcale nie jest piwnicą, tylko parterem posiada olbrzymią salę na połowę domu, przylegającą do niej kuchnię (tu marzy mi się pomiędzy tymi pomieszczeniami "okno" z blatem barowym), mała toaleta i jeden dosyć duży pokój. Są też tajemnicze drzwi, prowadzące do prawdziwej piwnicy, w której nigdy nie byłam.. raz tylko zaglądnęłam przez te drzwiczki wołając męża na obiad i wyglądało to trochę jak z horroru, a mój głos odbił się echem.. podobno piwnica jest duża i ma 3 pomieszczenia.. 1 przeznaczone na kotłownie, 2 nie wiem na co - no ja bym tam składowisko zrobiła (bałaganiarą jestem.. gdzieś musi być zrobiony "pierdolnik"), a 3 na moje oko wygląda jak warsztat.. to znaczy ja bym chciała by był tam warsztat (tam byłam, bo do tego pomieszczenia są drzwi również z zewnątrz budynku, jest ono jasne i posiada okno).
Na środkowym piętrze (tym co nadawałoby się do zamieszkania) w każdym pokoju są okna balkonowe na całą ścianę.. balkony są na 2 ścianach domu (połączone ze sobą).. z jednego balkonu jest wejście (po kolejnej cholernej drabince!) na wielki, zadaszony taras.. Jako że ja kocham werandy i tarasy, to musiałam przełamać swój lęk wysokości i wleźć tam.. Zakochałam się w tym miejscu i nie chciałam stamtąd schodzić.. I w cale nie z powodu mojego lęku!
Balkony są od południa i zachodu, a taras od północy.. podłoga tarasu, to dach dla tej oszklonej werandy, przez którą wchodzi się do domu - czyli weranda też jest od północy.. (wszystkie kierunki swata, są jedynie orientacyjne gdyż jestem kobietą.. w dodatku mąż uważa, że z tymi kierunkami świata, to tak nie do końca w tym "naszym" domu, bo ustawiony on jest pod lekkim kątem..
Jedynym minusem domu.. a raczej lokalizacji, jest podjazd.. Droga asfaltowa, wąska tak, że kiedy jesteś na dole, to musisz zatrąbić kilka razy (taka umowa między sąsiadami), by samochód, który ma zamiar jechać z góry, wiedział, że ty z dołu nadjeżdżasz.. to daje mu szansę, na szybki skok w bok, w jakieś krzaki (co jest trochę ryzykowne, bo po tej stronie drogi jest wysoka skarpa gdzie płynie potok), lub najechanie jednym kołem na płot sąsiada.. co może być również ryzykowne, jeśli sąsiad okaże się cholerykiem..
Podjazd jest tak stromy, że wjeżdżając pod górę nocą, można podziwiać spadające gwiazdy.. patrząc przez przednią szybę - nie przez szyberdach.. Nie wiem jeszcze jak ludzie rozwiązują ten problem zimą.. przed podjazdem jest znak, że należy założyć łańcuchy na koła.. Kurcze ja leniwa jestem z natury i przeraża mnie myśl, że za każdym razem będzie trzeba zakładać łańcuchy i ściągać, zakładać i ściągać..
Mimo to jesteśmy mocno napaleni na ten dom.. Kombinujemy jak konie pod górę by móc tam zamieszkać.. i ostatnio nawet widziałam tam etat dla siebie, ale z mężem nie jest już tak prosto..
Póki co, pozostaje mi dzielić się z wami moimi marzeniami i wizjami wnętrzarskimi..
Nie mogę się doczekać, aż przyjdzie moment, gdy będę wam pokazywać zdjęcia "przed i po" oraz porównywać efekt uzyskany, do tego co miałam kiedyś wcześniej w głowie :-)
Niewiele miałam w życiu okazji do spełniania swoich marzeń, więc nie może być inaczej i to marzenie się spełni - trzymam za to mocno kciuki i niczego na świecie nie pragnę bardziej..!
Szukając w internecie inspiracji na urządzenie wnętrz, starałam się wybierać takie, które odwzorowują również układ pomieszczenia.. czyli na której ścianie znajduje się okno, drzwi itp.. jeżeli coś będzie inaczej niż w rzeczywistości, to będę o tym informować :-)
Tym czasem zapraszam was serdecznie.. otwieram przed wami drzwi do mojego domu :-)
Identyczny układ wejścia, dokładnie mój styl i wszystko jak należy, oprócz tego pomarańczu. Nie przepadam za odcieniami czerwieni i pomarańczu na ścianach.. ani na zewnątrz, ani wewnątrz domu.
Nie przepadam to bardzo łagodne określenie! W takich pomieszczeniach czuję się jakby ściany się zacieśniały, w tle leciała muzyka techno i od razu mam w głowie obraz siebie biegającej na golasa po okolicy, dzierżącej z dłoni siekierę i mordującej wszystkie napotkane istoty :-/
Gdyby cofnąć się o kilka kroków, to po lewej stronie mamy okno (od kuchni, tej znajdującej się w "piwnicy") a tuż przy oknie, zawsze latem wyciągamy taki biały stoliczek i krzesła.. i nie wyobrażam sobie, bo mogłoby go tam zabraknąć! I udało mi się znaleźć całkiem podobną aranżację:
Oczywiście w stanie obecnym dom jest pokryty białym tynkiem (tzn kiedyś to był chyba biały kolor), okna są stare drewniane i nie posiadają okiennic - jeszcze ;-)
Ale stolik jest identyczny :-) + 4 białe, metalowe krzesła z kompletu.
Okno, które widzimy na zdjęciu (od kuchni 'w piwnicy') w rzeczywistości są bardziej szerokie i niskie, ale nieco większe niż standardowe piwniczne - dzięki czemu przepuszczają do pomieszczenia dużo światła.
Kolejny post, powinien być o wiatrołapie i werandzie, ale nie mogę nigdzie znaleźć zdjęć, które kiedyś zapisywałam na komputerze.. Żal mi szczególnie jednego, bo wyglądało jakby było zrobione na naszej werandzie, ale już po wprowadzeniu kilku drobnych zmian ;-)
I marzy mi się pewne drzewo.. a że ogrodnik ze mnie kiepski i co prawda, kwiatka wsadzić i podlać potrafię, drzewko przyciąć też, to jednak na gatunkach i nazwach roślin to nie znam się nic a nic!
Czy ktoś można zna nazwę tego pięknego, ognistego krzewu?
Pozdrawiam gorąco i idę robić kakao dla mojej rodzinki.
Czas na wspólne, jesienne oglądanie filmów pod kocykiem :)
Ah chciałabym zobaczyć ten dom z duszą i na pewno zakochałabym się w nim z miejsca. Widzę, ze kochamy te same rzeczy...:) W jakim regionie Polski mieszkasz kochana?
OdpowiedzUsuńCzarodziejko - mam nadzieję, że jeśli dodam odpowiedź utaj, to dostaniesz o tym jakieś powiadomienie i przeczytasz :) Jeszcze nie do końca się tu orientuję.. raczej chodzę po omacku :)
UsuńMieszkam w południowej części Polski, a dokładniej Beskid Mały.. tzn tam znajduje się dom. My mieszkamy ok. 30 km od niego :)
Jak tylko będzie okazja (tzn zapewne w okolicach wiosny-lata, to na pewno wrzucę wam kilka zdjęć domu :)
OdpowiedzUsuń