sobota, 23 listopada 2013
Stara maszyna SINGER? To jest passe! Weź stary rower! :)
Czy też tak macie, że znajdujecie w gazecie, czy internecie jakiś świetny pomysł wnętrzarski i zanim jeszcze zabierzecie się za realizację pomysłu (bo przecież wszystko musi nabrać mocy prawnej w głowie i portfelu!), to już pół świata to ma i wy już nie chcecie mieć tak jak wszyscy i już wam to brzydnie??
Kurcze.. Mam tak z paletami, (meblami z palet) i z maszynami typu Signer przerabianymi na stoliki.
Na palety powoli odnajduję już antidotum i coraz częściej w głowie pojawiają się nowe pomysły, użycia ich w moich niecnych planach... ale do Signerów już się chyba nie przekonam.. Chociaż wypadałoby, bo gdzieś taka się wala i czeka na obróbkę wstępną.. a i miejsce na nią jest przeznaczone właśnie w wiatrołapie..
Jeżeli jednak zdecyduję się na Signera, to tylko w takiej stylizacji
biel + drewno, jak na zdjęciu po prawej.
Póki co spodobał mi się pewien pomysł, ale to akurat w łazienkowej aranżacji.. Aż tak odważna nie jestem.. stary rower mogę co najwyżej wykorzystać jako kwietnik przed domem, ale i tak muszę wam pokazać to cudo :)
TADAM!! Prawda że śmieszne? :)
A tutaj już rower kwietnik :)
Choć nie do końca tak go sobie wyobrażam - gdyby nie koła, to wcale nie widać, że to rower.
Na koniec kilka trików, które miałam okazję wypróbować dzisiejszego dnia.. Jako że od 2 dni zmagam się z moimi przeklętymi zatokami i wynalazłam cudowny lek, który stawia mnie na nogi i z każdą minutą czuję się lepiej.. przedstawiam wam moje kochane PIGWĘ! Dostałam od cioci słoik pigwy zasypanej cukrem i zalanej spirytusem (nie, nie czeskim :) )
Wystarczyła jedna herbata z łyżką tej cudownej mikstury i już czuję jak wszystko spływa mi z zatok.. Niezbyt miłe odczucia, bo ropa najchętniej spływa gardłem i mnie przydusza, ale jakoś daję radę.. Myślę, że przed snem wypiję jeszcze jedno takie cudo i jutro mam być jak nowo narodzona. Podobno.
A że dziś sobota, to i posprzątać trzeba było, tak nieco bardziej generalnie niż na co dzień i zabrałam się w końcu za nasz materac..
Od dłuższego czasu, po przespanej nocy, w naszym pokoju śmierdzi jak w jakiejś stodole.. Prałam, sprzątałam, wietrzyłam i prałam i sprzątałam i wietrzyłam.. i pomagało na 1-2 dni i znowu smród..
Mąż się z nocy mocno poci więc pościel prać muszę częściej niż przeciętna kura domowa, a kołdry wietrzymy prawie codziennie jeśli tylko nie pada deszcz i nie zacina nam na taras.. Dalej nic..
Dziś postanowiłam wykorzystać dawno zasłyszany sposób z sodą i wodą utlenioną.
2 buteleczki dowy utlenionej + jedno opakowanie sody oczyszczonej mieszamy ze sobą.. najlepiej zrobić to w przezroczystym dzbanku z dziubkiem, by było w nim widać czy soda dobrze się rozpuściła BO... następnie trzeba przelać roztwór do butelki ze spryskiwaczem.. Ja, że taka inteligentna jestem, to rozrobiłam sobie wszystko sprytnie już w butelce i oczywiście zapchałam spryskiwacz nie rozpuszczoną do końca sodą i już jest do wyrzucenia. Musiałam kombinować drugą butelkę.. Tak więc jak już popełnisz mój błąd, zapchasz spryskiwacz, zmądrzejesz, znajdziesz drugą butelkę i zrobisz wszystko jak należy... :) Następnie trzeba spryskać dosyć obficie materac i odczekać około 3 godziny, po czym odkurzyć go... Efekt wybielenia i odświeżenia różnych dziwnych plam jest zauważalny i już mogę go potwierdzić.. Czy brzydkie zapachy zostały zniwelowane.. Powiem wam za jakiś tydzień..
Póki co idę poeksperymentować i spróbować wyprać jedną kołdrę.. mam nadzieję, ze nie zerwie mi bębna w pralce.. jeśli będzie wszystko ok, to piorę drugą i poduchy.. i przez kilka dni będziemy spać pod kocem.. trudno.. Ja w tym smrodzie już nie mogę..!
Buziaki.
czwartek, 21 listopada 2013
Weranda czyli mój MUST HAVE!
Uwielbiam tarasy i werandy.
Weranda to moje marzenie jeszcze z dzieciństwa. Kiedy oglądałam film My Girl, to jak we wszystkich filmowych amerykańskich domach - była weranda... wtedy to postanowiłam, że i ja muszę mieć werandę.. Ja nie wiem co sprawia, że są dla mnie takie piękne i ważne.. Wiem, że nie doczekam się nigdy gazeciarza na rowerze, który o zgiełku rzuca mi gazetą na taras i rozbija donicę z kwiatami, a ja w kapciach i szlafroku wybiegam i grożę mu pięścią, w drugiej ręce trzymając kubek gorącej, świeżo zmielonej arabiki (chociaż ten szlafrok, kapcie i świeża, gorąca kawa, to w zasadzie czemu nie?). Jakoś wcale o tym nie marzę (o gazeciarzu), ale mimo wszystko weranda ma swój urok. Weranda to takie miejsce, które pozwala poczuć ten ciepły klimat, które zaprasza gościa do domu i które prezentuje, przedstawia nasz dom.. to takie preludium domu.. klimatu jaki w nim panuje. Jednocześnie miejsce gdzie dzieciaki mogą się bawić, a dorośli spokojnie poczytać książkę czy gazetę. Nie wyobrażam sobie, że mój własny prywatny dom nie miałby werandy. Często gdy jesteśmy na spacerze lub jeździmy na rowerach i oglądamy domy, które mijamy, to je komentujemy.. Mąż już się nauczył, że przy mnie nie może powiedzieć na jakiś dom, że jest ładny, kiedy ten nie ma werandy.. Może natomiast powiedzieć "Zobacz kochanie, ten jest ładny tylko werandy mu brakuje (i okiennic!)" :-) Ja nie jestem wymagająca jeśli chodzi o domy.. Może być świeżo wybudowany, ale preferuję stare domy do remontu - takie z duszą.. Ale tak właściwie to wszystko mi jedno.. najważniejsze to weranda, okiennice i taras. Nie ważne czy budowany w stylu przedwojennym, powojennym, gotyckim, czy jakimś innym rokoko.. Kwadrat, prostokąt, trójkąt.. bez różnicy.. Jak jest weranda, to jest piękny :-)
Nigdy nie myślałam o werandzie zabudowanej, oszklonej.. ale taką nam podetknął pod nos los i zamierzam przyjąć ją z otwartymi ramionami.. myślałam i tym by chociaż częściowo ją odsłonić, a częściowo zostawić zabudowaną, ale uznałam, że zabudowana jest bardziej praktyczna.. Latem nie ma tam upałów bo jest od północy, a zimą można ją dogrzewać i tez korzystać z jej uroków..
Na chwilę obecną, nasza weranda wygląda mniej więcej tak:
Z tym, że okna są od ziemi do sufitu, a sama weranda jest nieco szersza..
Jak wspominałam w pierwszym poście jest długa na ok. 10 metrów.
Docelowo będzie prawdopodobnie biała..
A oto kilka naszych inspiracji :
Najbardziej podoba mi się wnętrze z 1 i 3 zdjęcia.. Te kolorowe poduszki dodają charakterku i są wesołe.. Ale mnie najbardziej podobają się kolorowe poszewki na poduszki robione na szydełku (i kilka takich już mamy), koronkowe w bieli, kremie i beżu, oraz robione na drutach.. Tak samo pledy..
Chyba muszę przysiąść i nauczyć się szydełkować :-)
Albo znaleźć jelenia co mi wydzierga to cudo:
Oj.. o werandzie, będzie jeszcze niejeden wpis na pewno, bo ten temat przewija się w naszym domu bardzo często..
Weranda, jest dla mnie takim mini salonem.. Miejscem bardzo rodzinnym. Kiedy jeździmy na wakacje, to właśnie na werandzie spędzamy najwięcej czasu...siedzimy przy wielkim stole i układamy puzzle, gramy w karty, w gry planszowe..takie typowo wakacyjne zajęcia..
Kiedy będziemy posiadaczami werandy na co dzień, to zapewne moje posty, będą powstawały właśnie tam, wieczory z książką będę spędzać właśnie tam i czujnym okiem doglądać uczących się wspólnie przy stole dzieciaków..
:) Nie mogę się doczekać!
Weranda to moje marzenie jeszcze z dzieciństwa. Kiedy oglądałam film My Girl, to jak we wszystkich filmowych amerykańskich domach - była weranda... wtedy to postanowiłam, że i ja muszę mieć werandę.. Ja nie wiem co sprawia, że są dla mnie takie piękne i ważne.. Wiem, że nie doczekam się nigdy gazeciarza na rowerze, który o zgiełku rzuca mi gazetą na taras i rozbija donicę z kwiatami, a ja w kapciach i szlafroku wybiegam i grożę mu pięścią, w drugiej ręce trzymając kubek gorącej, świeżo zmielonej arabiki (chociaż ten szlafrok, kapcie i świeża, gorąca kawa, to w zasadzie czemu nie?). Jakoś wcale o tym nie marzę (o gazeciarzu), ale mimo wszystko weranda ma swój urok. Weranda to takie miejsce, które pozwala poczuć ten ciepły klimat, które zaprasza gościa do domu i które prezentuje, przedstawia nasz dom.. to takie preludium domu.. klimatu jaki w nim panuje. Jednocześnie miejsce gdzie dzieciaki mogą się bawić, a dorośli spokojnie poczytać książkę czy gazetę. Nie wyobrażam sobie, że mój własny prywatny dom nie miałby werandy. Często gdy jesteśmy na spacerze lub jeździmy na rowerach i oglądamy domy, które mijamy, to je komentujemy.. Mąż już się nauczył, że przy mnie nie może powiedzieć na jakiś dom, że jest ładny, kiedy ten nie ma werandy.. Może natomiast powiedzieć "Zobacz kochanie, ten jest ładny tylko werandy mu brakuje (i okiennic!)" :-) Ja nie jestem wymagająca jeśli chodzi o domy.. Może być świeżo wybudowany, ale preferuję stare domy do remontu - takie z duszą.. Ale tak właściwie to wszystko mi jedno.. najważniejsze to weranda, okiennice i taras. Nie ważne czy budowany w stylu przedwojennym, powojennym, gotyckim, czy jakimś innym rokoko.. Kwadrat, prostokąt, trójkąt.. bez różnicy.. Jak jest weranda, to jest piękny :-)
Nigdy nie myślałam o werandzie zabudowanej, oszklonej.. ale taką nam podetknął pod nos los i zamierzam przyjąć ją z otwartymi ramionami.. myślałam i tym by chociaż częściowo ją odsłonić, a częściowo zostawić zabudowaną, ale uznałam, że zabudowana jest bardziej praktyczna.. Latem nie ma tam upałów bo jest od północy, a zimą można ją dogrzewać i tez korzystać z jej uroków..
Na chwilę obecną, nasza weranda wygląda mniej więcej tak:
Z tym, że okna są od ziemi do sufitu, a sama weranda jest nieco szersza..
Jak wspominałam w pierwszym poście jest długa na ok. 10 metrów.
Docelowo będzie prawdopodobnie biała..
A oto kilka naszych inspiracji :
Najbardziej podoba mi się wnętrze z 1 i 3 zdjęcia.. Te kolorowe poduszki dodają charakterku i są wesołe.. Ale mnie najbardziej podobają się kolorowe poszewki na poduszki robione na szydełku (i kilka takich już mamy), koronkowe w bieli, kremie i beżu, oraz robione na drutach.. Tak samo pledy..
Chyba muszę przysiąść i nauczyć się szydełkować :-)
Albo znaleźć jelenia co mi wydzierga to cudo:
Oj.. o werandzie, będzie jeszcze niejeden wpis na pewno, bo ten temat przewija się w naszym domu bardzo często..
Weranda, jest dla mnie takim mini salonem.. Miejscem bardzo rodzinnym. Kiedy jeździmy na wakacje, to właśnie na werandzie spędzamy najwięcej czasu...siedzimy przy wielkim stole i układamy puzzle, gramy w karty, w gry planszowe..takie typowo wakacyjne zajęcia..
Kiedy będziemy posiadaczami werandy na co dzień, to zapewne moje posty, będą powstawały właśnie tam, wieczory z książką będę spędzać właśnie tam i czujnym okiem doglądać uczących się wspólnie przy stole dzieciaków..
:) Nie mogę się doczekać!
środa, 20 listopada 2013
Upragniony taras i gra kolorów..
O Werandach będzie jutro, bo to bardziej obszerny temat, ale jednym z moich trzech "must have" jest właśnie taras...
Póki co wygląda on tak, że ma betonową posadzkę, pochyłe zadaszenie (przedłużenie dachu domu), od góry zadaszenie jest podbite szerokimi ciemnobrązowymi(prawie czarnymi) deskami, cała konstrukcja tarasu trzyma się na drewnianych "filarach", a dookoła barierka - również z drewna i też w kolorze ciemnobrązowym.. Plan jest taki by przemalować wszystko co drewniane na biało.. Na początku trochę się bałam.. "kurcze na biało wszystko, to trochę tak strach.. tak sterylnie będzie.. ale no trzeba tam trochę rozjaśnić bo to od północy.." No i przestałam się zamartwiać gdy zobaczyłam to:
Choć uwielbiam białe meble, białe ściany i białe dodatki, to jednak nigdy nie przemawiały do mnie wszystkie te kombinacje razem.. Albo, albo..
Jednak w tym wypadku wygląda to cudownie! Tak.. z klasą.. tak południowo.. Muszę się jednak liczyć z tym, ze u nas klimat południowy nie panuje i w deszczowe dni, od strony północy, ten taras może wyglądać ponuro i smutno (ale kto normalny wychodzi na taras w czasie deszczu?).
Zobaczymy.. być może dorzucę kilka kolorów by go rozweselić, ale w takiej czystej postaci ma swoją klasę czyż nie?? No nic. póki co będę miała okazję wiosną wypróbować ten pomysł najpierw na naszym obecnym tarasie.. co prawda nie jest on tak wielki jak ten w domu, ale i tak spory.. Jeśli zda egzamin to będzie co świętować :-) Wtedy na pewno wrzucę wam zdjęcia moich zmagań.. Kurcze jak niewiele potrzeba by uzyskać taki elegancki wystrój!
A oto jak kolory i wzory potrafią zmienić całkowicie charakter miejsca:
Niby meble białe, ale ten turkus i serduszka mówią nam jasno, że mieszka tam młoda, zwariowana rodzinka.. Takie klimaty też lubię i zastanawiam się czy na obecnym mieszkaniu nie pójść bardziej w tym kierunku, bo póki co, to my młodzi i zwariowani jeszcze.. ale ten biały taras tak bardzo mnie urzekł swoją klasą, że jestem kompletnie rozdarta.. W ogóle mam tak, że obecne mieszkanie jest takie bardziej nowoczesne, proste, szybkie, pstrokate.. takie typowe dla młodych ludzi.. a Kiedy myślę o domu, to włazi nagle we mnie stara babcia i wszystko bym zrobiła w koronkach najchętniej..
Tutaj mamy nie zadaszony taras w scenerii jesiennej:
Ja chyba nie bardzo lubię jesień...
I oczywiście muszę koniecznie dodać to:
Widok z tego tarasu jest prawie identyczny jak u nas.. z tym, że góry ciut bliżej i wyższe.. no i taras zadaszony!
2 fotele bujane - dla mnie i mojej przyjaciółki - jako że obie chorujemy na ich punkcie i tak sobie wyobrażamy naszą starość :-) A kiedy znalazłam zdjęcie tego drugiego fotela z "trzymakiem" na kieliszek... Noooooo.. tak jakby ktoś dla nas na zamówienie to zrobił! :)
Taras, to jedno z tych miejsc, któremu możemy niewielkim wkładem finansowym, nadać charakteru i znaleźć wypoczynek przyjemniejszy i bardziej wartościowy (choćby ze względu na świeże powietrze), niż w salonie na kanapie - warto w niego zainwestować.
A à propos przyjaźni i starości:
Dobranoc.
wtorek, 19 listopada 2013
Pomysłowe zagospodarowanie wolnej przestrzeni..
Obecnie mieszkamy w 3 pokojowym mieszkaniu o powierzchni.. ok 90m/kw. Więc małe nie jest, ale dla 5 osób może być ciężko w pomieszczeniem różnych szpargałów..
Nie ma nic ważniejszego, jak zagospodarowanie przestrzeni tak, aby wykorzystać każdy jeden z możliwych wolnych kątów i kącików.. Nie jest to łatwe, szczególnie jeśli chcemy aby mieszkanie/dom sprawiał wrażenie przestronnego i przytulnego, ale znalazłam kilka ciekawych rozwiązań i niektóre z nich sama chętnie bym wykorzystała....Niektóre z nich są przesadzone.
Nie mogę znaleźć zdjęcia jednego z rozwiązań, a było genialne.. Stał sobie pomiędzy kuchnią,a jadalnią filar kwadratowy, a tak na prawdę, była to wysoka od ziemi do sufitu, wysuwana na szynach szuflado-spiżarnia.. Widziałam podobne rozwiązanie w niejednej kuchni, ale zazwyczaj było to wkomponowane w meble i wyglądało jak część mebla.. a tu taki fajny efekt ozdobnego filaru i ukrytej spiżarni :-)
Jak tylko znajdę to zdjęcie, to kiedyś wam wrzucę!
Najbardziej podobają mi się rozwiązania, z wykorzystaniem schodów :-)
Pomysł na domek dla dzieci wydaje się świetny, ale kiedy dzieci dorosną, to jedyne co pozostaje, to zrobić tam tzw. pierdolnik, a komórki pod schodami, trochę mnie przerażają.. Mieszkając w Irlandii Mieliśmy taką komórkę pod schodami, na sprzęty typu odkurzacz, mop, wiadro.. nie lubiłam tam wchodzić, a tym bardziej sprzątać tam.. Nie mam klaustrofobii, ale mimo wszystko było tam jakoś tak.. nieprzyjemnie..
W kolejnym domu mieliśmy jedną małą toaletę w takiej komórce pod schodami.. mój brat, gdy nas odwiedził stwierdził, że na klęczkach sikał nie będzie :-) Musiał chodzić do łazienki na piętro ;-)
Rewelacyjny pomysł na przedpokój, jeśli akurat tak się składa, że w tym miejscu mamy schody.. Gdyby u nas był taki układ, to na pewno na pierwszym planie byłyby takie wieszaki.
Fajnie też wyglądają takie leżanki, a dookoła półki na książki (w przypadku wyjątkowo dużych schodów). Coś idealnie, dla moli książkowych, ale ja wolę mieć taki kącik w jasnym pomieszczeniu.. np. na werandzie.
To ciemne drewno mnie przeraża, ponieważ dorastałam w domu obitym boazerią w tym kolorze.
Najbardziej podobają mi się szuflady pod stopniami :-) Ciekawy efekt, a ile szpargałów można w nich pochować fiu fiu!
Widziałam też schody, w których każdy stopień był otwierany od góry jak skrzynia - też fajnie.
I to jest mój numer jeden!
Przy dużej ilości mieszkańców, zwykły "butownik" to za mało.. A jest to dla mnie duży dyskomfort, trzymać rzadziej używane buty w szafie.. W szafie mają być ubrania!
Takie rozwiązanie, najbardziej z resztą pasuje u nas, bo schody znajdują się blisko wyjścia. Wszystko ma być pod ręką!
Jeśli znajdziecie "przepis" na takie szuflady, to bardzo proszę o zamieszczenie linku w komentarzu.. Mąż mój bardzo chętnie takie szufladki skręci :)
KUCHNIA
Kuchnia ma być duża i przestronna, a blaty powinny mieć dużo miejsca na przygotowanie potraw.
Świetne wykorzystanie szuflad, jako koszyków na warzywa czy pieczywo, choć pieczywo wolałabym trzymać tradycyjnie w jakimś ładnym chlebaku.
Akurat tego typu siedziska zajmują według mnie bezsensownie dużo miejsca, ale pomysł z zagospodarowaniem przestrzeni bardzo ciekawy.. jeśli ma się na tyle małą rodzinę, by pomieścić ją przy tym stoliku :)
Akuku!
Schowany dodatkowy blat/stolnica. Bardzo wygodne w sprzątaniu - odjeżdżasz półeczką, machasz mopem i gotowe :)
Moja pralka powinna być na kółkach :-/
Wolę, gdy półki rogowe są obrotowe, ale postanowiłam, pokazać również takie rozwiązanie, dla osób, którym obrotowe z jakichś powodów się znudziły.
(nie cierpię mahoniowych i rudych kolorów drewna w zbyt dużej ilości)
Tutaj pomysł ze stolnicą mógłby się wydawać świetny, ale znając mnie, za chwilę bym się o to oparła i złamała całą szufladę. Nie zmienia to faktu, że jest to dobre rozwiązanie do małych mieszkań i małych kuchni.
Nie rozumiem, dlaczego ludzie rzadko robią zlewozmywaki tuż pod oknem. Bardzo mi się to podoba i akurat w domu naszych marzeń, okno kuchenne wychodzi na część, gdzie w planach jest huśtawka, piaskownica i hamak, a obecnie dzieciaki najchętniej się tam bawią :-) Pod czujnym okiem mam, babć i cioć, które przesiadują w kuchni ;-)
Poniżej jeszcze kilka ciekawych rozwiązań.
Muszę jak najszybciej przekwalifikować męża na stolarza!!!
Super sprawa dla czyściochów.
Ja muszę mieć biurko w miejscu zamykanym na klucz.. ewentualnie w szafie (jak poniżej)
Wspomniane wcześniej biurko w szafie (świetny też pomysł na toaletkę!)
Kolejna super hiper spiżarnia, ale nieco przesadzona oraz... stolnica o bardziej stabilnej konstrukcji .
To by było wszystko na dziś :)
Przytłoczona ponurą jesienną pogodą, postanowiłam, że kolejny post będzie wiosenno ogrodowy :-)
Ale nie liczcie na to za bardzo ;-) Zmieniam zdanie jak skarpetki!
Nie ma nic ważniejszego, jak zagospodarowanie przestrzeni tak, aby wykorzystać każdy jeden z możliwych wolnych kątów i kącików.. Nie jest to łatwe, szczególnie jeśli chcemy aby mieszkanie/dom sprawiał wrażenie przestronnego i przytulnego, ale znalazłam kilka ciekawych rozwiązań i niektóre z nich sama chętnie bym wykorzystała....Niektóre z nich są przesadzone.
Nie mogę znaleźć zdjęcia jednego z rozwiązań, a było genialne.. Stał sobie pomiędzy kuchnią,a jadalnią filar kwadratowy, a tak na prawdę, była to wysoka od ziemi do sufitu, wysuwana na szynach szuflado-spiżarnia.. Widziałam podobne rozwiązanie w niejednej kuchni, ale zazwyczaj było to wkomponowane w meble i wyglądało jak część mebla.. a tu taki fajny efekt ozdobnego filaru i ukrytej spiżarni :-)
Jak tylko znajdę to zdjęcie, to kiedyś wam wrzucę!
Najbardziej podobają mi się rozwiązania, z wykorzystaniem schodów :-)
Pomysł na domek dla dzieci wydaje się świetny, ale kiedy dzieci dorosną, to jedyne co pozostaje, to zrobić tam tzw. pierdolnik, a komórki pod schodami, trochę mnie przerażają.. Mieszkając w Irlandii Mieliśmy taką komórkę pod schodami, na sprzęty typu odkurzacz, mop, wiadro.. nie lubiłam tam wchodzić, a tym bardziej sprzątać tam.. Nie mam klaustrofobii, ale mimo wszystko było tam jakoś tak.. nieprzyjemnie..
W kolejnym domu mieliśmy jedną małą toaletę w takiej komórce pod schodami.. mój brat, gdy nas odwiedził stwierdził, że na klęczkach sikał nie będzie :-) Musiał chodzić do łazienki na piętro ;-)
Rewelacyjny pomysł na przedpokój, jeśli akurat tak się składa, że w tym miejscu mamy schody.. Gdyby u nas był taki układ, to na pewno na pierwszym planie byłyby takie wieszaki.
Fajnie też wyglądają takie leżanki, a dookoła półki na książki (w przypadku wyjątkowo dużych schodów). Coś idealnie, dla moli książkowych, ale ja wolę mieć taki kącik w jasnym pomieszczeniu.. np. na werandzie.
To ciemne drewno mnie przeraża, ponieważ dorastałam w domu obitym boazerią w tym kolorze.
Najbardziej podobają mi się szuflady pod stopniami :-) Ciekawy efekt, a ile szpargałów można w nich pochować fiu fiu!
Widziałam też schody, w których każdy stopień był otwierany od góry jak skrzynia - też fajnie.
I to jest mój numer jeden!
Przy dużej ilości mieszkańców, zwykły "butownik" to za mało.. A jest to dla mnie duży dyskomfort, trzymać rzadziej używane buty w szafie.. W szafie mają być ubrania!
Takie rozwiązanie, najbardziej z resztą pasuje u nas, bo schody znajdują się blisko wyjścia. Wszystko ma być pod ręką!
Jeśli znajdziecie "przepis" na takie szuflady, to bardzo proszę o zamieszczenie linku w komentarzu.. Mąż mój bardzo chętnie takie szufladki skręci :)
KUCHNIA
Kuchnia ma być duża i przestronna, a blaty powinny mieć dużo miejsca na przygotowanie potraw.
Świetne wykorzystanie szuflad, jako koszyków na warzywa czy pieczywo, choć pieczywo wolałabym trzymać tradycyjnie w jakimś ładnym chlebaku.
Akurat tego typu siedziska zajmują według mnie bezsensownie dużo miejsca, ale pomysł z zagospodarowaniem przestrzeni bardzo ciekawy.. jeśli ma się na tyle małą rodzinę, by pomieścić ją przy tym stoliku :)
Akuku!
Schowany dodatkowy blat/stolnica. Bardzo wygodne w sprzątaniu - odjeżdżasz półeczką, machasz mopem i gotowe :)
Moja pralka powinna być na kółkach :-/
Wolę, gdy półki rogowe są obrotowe, ale postanowiłam, pokazać również takie rozwiązanie, dla osób, którym obrotowe z jakichś powodów się znudziły.
(nie cierpię mahoniowych i rudych kolorów drewna w zbyt dużej ilości)
Tutaj pomysł ze stolnicą mógłby się wydawać świetny, ale znając mnie, za chwilę bym się o to oparła i złamała całą szufladę. Nie zmienia to faktu, że jest to dobre rozwiązanie do małych mieszkań i małych kuchni.
Nie rozumiem, dlaczego ludzie rzadko robią zlewozmywaki tuż pod oknem. Bardzo mi się to podoba i akurat w domu naszych marzeń, okno kuchenne wychodzi na część, gdzie w planach jest huśtawka, piaskownica i hamak, a obecnie dzieciaki najchętniej się tam bawią :-) Pod czujnym okiem mam, babć i cioć, które przesiadują w kuchni ;-)
Poniżej jeszcze kilka ciekawych rozwiązań.
Muszę jak najszybciej przekwalifikować męża na stolarza!!!
Super sprawa dla czyściochów.
Ja muszę mieć biurko w miejscu zamykanym na klucz.. ewentualnie w szafie (jak poniżej)
Wspomniane wcześniej biurko w szafie (świetny też pomysł na toaletkę!)
Kolejna super hiper spiżarnia, ale nieco przesadzona oraz... stolnica o bardziej stabilnej konstrukcji .
To by było wszystko na dziś :)
Przytłoczona ponurą jesienną pogodą, postanowiłam, że kolejny post będzie wiosenno ogrodowy :-)
Ale nie liczcie na to za bardzo ;-) Zmieniam zdanie jak skarpetki!
poniedziałek, 18 listopada 2013
Gdzieś na końcu świata, czeka na nas wymarzona chata.. Wiemy o tym oboje.. Mało tego! My tą chatę widzieliśmy na własne oczy, jeździmy tam na wakacje i należy ona do rodziny..
Stoi taka smutna, samotna, opuszczona, zaniedbana.. Oj jak bardzo mam ochotę otulić ją ciepłem jakie panuje w naszej rodzinie..
Chata znajduje się w niskich partiach górskich, na skraju lasku, niedaleko jeziora - brzmi jak bajka prawda?
Nikt chaty nie chce, czyli wydawałoby się, że my ją możemy mieć, ale nie jest sprawa taka prosta.. Nikogo z rodziny nie stać by postawić ten dom na nogi i później utrzymać. Owszem, niewielkim wkładem finansowym, można by doprowadzić dom do stanu względnego do zamieszkania (czyli zrobić ogrzewanie i wymienić chociaż część okien), ale... Jak później ten dom utrzymać i powolutku go upiększać bez pieniędzy, bez pracy..? A niestety.. pracy to tam nie ma.
Dom jest ogromny i ma potencjał.. Mógłby w sezonie być pensjonatem, ale na pensjonat, to trzeba dużych funduszy i tak się koło zamyka..
Póki co pozostają nam marzenia i "gdybanie".. ewentualnie można czekać na wygraną w lotto.. a raczej, że ktoś nam tą wygraną odda, bo my w lotto nie gramy :-)
Niejednokrotnie padły ze strony rodziny słowa "jedźcie i zamieszkajcie tam!" a mnie krew wtedy zalewa, bo gdyby sytuacja była tak prosta, to bylibyśmy tam już od dawna..
Jednak mimo przeciwności, nie jest prosto porzucić marzenia o tym miejscu.. Nie rozumiem, jak to możliwe, że nikt poza nami, nie docenia potencjału jaki ma w sobie ten dom!
Niestety zdjęć, które oddałyby urok domu nie mam, ale mniej więcej mogę opisać jak on wygląda, a w kolejnych postach pokażę wam jaki mam na ten dom plan.
Tak więc.. Dom jest murowany, ma około 30 lat (nie wiem dokładnie - musiałabym pytać męża)
Idąc od wejścia wchodzimy do tzw. wiatrołapu, z którego przeszklone drzwi prowadzą na oszkloną werandę, która ciągnie się przez całą długość ściany budynku, czyli jakieś 10 metrów, a szeroka jest na około 2 metry. Weranda jest na jednej ścianie obita boazerią, pomalowaną na czekoladowy brąz (boazeria jest wg mnie do wyrzucenia z tamtego miejsca, ale chętnie wykorzystałabym ją do innych celów).
Mniej więcej po środku długości werandy są drzwi, po których otwarciu mamy do wyboru:
- zejście na dół do "piwnicy", która tak na prawdę jest parterem domu (i wg mnie ma potencjał na coś więcej niż piwnica)
- oraz wejście do góry po schodkach. Wchodzimy na duży przedpokój/hall(przedpokój jest dla mnie prostokątny i podłużny a hall kwadratowy lub okrągły, a to pomieszczenie jest zdecydowanie bardziej kwadratem). Na tym piętrze znajdują się 3 olbrzymie pokoje, kuchnia ze starym piecem kaflowym (który powinien zostać przebudowany - jeśli się da to z większości starych części) oraz średniej wielkości łazienka w stanie prawie, że surowym.. tzn gołe tynki, toaleta, wanna i stara frania :) - ta część domu jest do zamieszkania na już (gdyby wprawić nowe okna i zrobić ogrzewanie).
Jest jeszcze poddasze, na którym nigdy nie byłam, bo nie ma na nie jeszcze schodów. Mężowi muszę na słowo wierzyć, że są tam 4 pokoje i miejsce na łazienkę.. To piętro jest gołe i wesołe, z zabitymi deskami oknami.. a raczej z brakiem okien.. a wejść na nie można tylko po wielkiej, starej, chwiejącej się drabinie - tylko pająków boję się bardziej!
"Piwnica", która wcale nie jest piwnicą, tylko parterem posiada olbrzymią salę na połowę domu, przylegającą do niej kuchnię (tu marzy mi się pomiędzy tymi pomieszczeniami "okno" z blatem barowym), mała toaleta i jeden dosyć duży pokój. Są też tajemnicze drzwi, prowadzące do prawdziwej piwnicy, w której nigdy nie byłam.. raz tylko zaglądnęłam przez te drzwiczki wołając męża na obiad i wyglądało to trochę jak z horroru, a mój głos odbił się echem.. podobno piwnica jest duża i ma 3 pomieszczenia.. 1 przeznaczone na kotłownie, 2 nie wiem na co - no ja bym tam składowisko zrobiła (bałaganiarą jestem.. gdzieś musi być zrobiony "pierdolnik"), a 3 na moje oko wygląda jak warsztat.. to znaczy ja bym chciała by był tam warsztat (tam byłam, bo do tego pomieszczenia są drzwi również z zewnątrz budynku, jest ono jasne i posiada okno).
Na środkowym piętrze (tym co nadawałoby się do zamieszkania) w każdym pokoju są okna balkonowe na całą ścianę.. balkony są na 2 ścianach domu (połączone ze sobą).. z jednego balkonu jest wejście (po kolejnej cholernej drabince!) na wielki, zadaszony taras.. Jako że ja kocham werandy i tarasy, to musiałam przełamać swój lęk wysokości i wleźć tam.. Zakochałam się w tym miejscu i nie chciałam stamtąd schodzić.. I w cale nie z powodu mojego lęku!
Balkony są od południa i zachodu, a taras od północy.. podłoga tarasu, to dach dla tej oszklonej werandy, przez którą wchodzi się do domu - czyli weranda też jest od północy.. (wszystkie kierunki swata, są jedynie orientacyjne gdyż jestem kobietą.. w dodatku mąż uważa, że z tymi kierunkami świata, to tak nie do końca w tym "naszym" domu, bo ustawiony on jest pod lekkim kątem..
Jedynym minusem domu.. a raczej lokalizacji, jest podjazd.. Droga asfaltowa, wąska tak, że kiedy jesteś na dole, to musisz zatrąbić kilka razy (taka umowa między sąsiadami), by samochód, który ma zamiar jechać z góry, wiedział, że ty z dołu nadjeżdżasz.. to daje mu szansę, na szybki skok w bok, w jakieś krzaki (co jest trochę ryzykowne, bo po tej stronie drogi jest wysoka skarpa gdzie płynie potok), lub najechanie jednym kołem na płot sąsiada.. co może być również ryzykowne, jeśli sąsiad okaże się cholerykiem..
Podjazd jest tak stromy, że wjeżdżając pod górę nocą, można podziwiać spadające gwiazdy.. patrząc przez przednią szybę - nie przez szyberdach.. Nie wiem jeszcze jak ludzie rozwiązują ten problem zimą.. przed podjazdem jest znak, że należy założyć łańcuchy na koła.. Kurcze ja leniwa jestem z natury i przeraża mnie myśl, że za każdym razem będzie trzeba zakładać łańcuchy i ściągać, zakładać i ściągać..
Mimo to jesteśmy mocno napaleni na ten dom.. Kombinujemy jak konie pod górę by móc tam zamieszkać.. i ostatnio nawet widziałam tam etat dla siebie, ale z mężem nie jest już tak prosto..
Póki co, pozostaje mi dzielić się z wami moimi marzeniami i wizjami wnętrzarskimi..
Nie mogę się doczekać, aż przyjdzie moment, gdy będę wam pokazywać zdjęcia "przed i po" oraz porównywać efekt uzyskany, do tego co miałam kiedyś wcześniej w głowie :-)
Niewiele miałam w życiu okazji do spełniania swoich marzeń, więc nie może być inaczej i to marzenie się spełni - trzymam za to mocno kciuki i niczego na świecie nie pragnę bardziej..!
Szukając w internecie inspiracji na urządzenie wnętrz, starałam się wybierać takie, które odwzorowują również układ pomieszczenia.. czyli na której ścianie znajduje się okno, drzwi itp.. jeżeli coś będzie inaczej niż w rzeczywistości, to będę o tym informować :-)
Tym czasem zapraszam was serdecznie.. otwieram przed wami drzwi do mojego domu :-)
Identyczny układ wejścia, dokładnie mój styl i wszystko jak należy, oprócz tego pomarańczu. Nie przepadam za odcieniami czerwieni i pomarańczu na ścianach.. ani na zewnątrz, ani wewnątrz domu.
Nie przepadam to bardzo łagodne określenie! W takich pomieszczeniach czuję się jakby ściany się zacieśniały, w tle leciała muzyka techno i od razu mam w głowie obraz siebie biegającej na golasa po okolicy, dzierżącej z dłoni siekierę i mordującej wszystkie napotkane istoty :-/
Gdyby cofnąć się o kilka kroków, to po lewej stronie mamy okno (od kuchni, tej znajdującej się w "piwnicy") a tuż przy oknie, zawsze latem wyciągamy taki biały stoliczek i krzesła.. i nie wyobrażam sobie, bo mogłoby go tam zabraknąć! I udało mi się znaleźć całkiem podobną aranżację:
Oczywiście w stanie obecnym dom jest pokryty białym tynkiem (tzn kiedyś to był chyba biały kolor), okna są stare drewniane i nie posiadają okiennic - jeszcze ;-)
Ale stolik jest identyczny :-) + 4 białe, metalowe krzesła z kompletu.
Okno, które widzimy na zdjęciu (od kuchni 'w piwnicy') w rzeczywistości są bardziej szerokie i niskie, ale nieco większe niż standardowe piwniczne - dzięki czemu przepuszczają do pomieszczenia dużo światła.
Kolejny post, powinien być o wiatrołapie i werandzie, ale nie mogę nigdzie znaleźć zdjęć, które kiedyś zapisywałam na komputerze.. Żal mi szczególnie jednego, bo wyglądało jakby było zrobione na naszej werandzie, ale już po wprowadzeniu kilku drobnych zmian ;-)
I marzy mi się pewne drzewo.. a że ogrodnik ze mnie kiepski i co prawda, kwiatka wsadzić i podlać potrafię, drzewko przyciąć też, to jednak na gatunkach i nazwach roślin to nie znam się nic a nic!
Czy ktoś można zna nazwę tego pięknego, ognistego krzewu?
Pozdrawiam gorąco i idę robić kakao dla mojej rodzinki.
Czas na wspólne, jesienne oglądanie filmów pod kocykiem :)
Stoi taka smutna, samotna, opuszczona, zaniedbana.. Oj jak bardzo mam ochotę otulić ją ciepłem jakie panuje w naszej rodzinie..
Chata znajduje się w niskich partiach górskich, na skraju lasku, niedaleko jeziora - brzmi jak bajka prawda?
Nikt chaty nie chce, czyli wydawałoby się, że my ją możemy mieć, ale nie jest sprawa taka prosta.. Nikogo z rodziny nie stać by postawić ten dom na nogi i później utrzymać. Owszem, niewielkim wkładem finansowym, można by doprowadzić dom do stanu względnego do zamieszkania (czyli zrobić ogrzewanie i wymienić chociaż część okien), ale... Jak później ten dom utrzymać i powolutku go upiększać bez pieniędzy, bez pracy..? A niestety.. pracy to tam nie ma.
Dom jest ogromny i ma potencjał.. Mógłby w sezonie być pensjonatem, ale na pensjonat, to trzeba dużych funduszy i tak się koło zamyka..
Póki co pozostają nam marzenia i "gdybanie".. ewentualnie można czekać na wygraną w lotto.. a raczej, że ktoś nam tą wygraną odda, bo my w lotto nie gramy :-)
Niejednokrotnie padły ze strony rodziny słowa "jedźcie i zamieszkajcie tam!" a mnie krew wtedy zalewa, bo gdyby sytuacja była tak prosta, to bylibyśmy tam już od dawna..
Jednak mimo przeciwności, nie jest prosto porzucić marzenia o tym miejscu.. Nie rozumiem, jak to możliwe, że nikt poza nami, nie docenia potencjału jaki ma w sobie ten dom!
Niestety zdjęć, które oddałyby urok domu nie mam, ale mniej więcej mogę opisać jak on wygląda, a w kolejnych postach pokażę wam jaki mam na ten dom plan.
Tak więc.. Dom jest murowany, ma około 30 lat (nie wiem dokładnie - musiałabym pytać męża)
Idąc od wejścia wchodzimy do tzw. wiatrołapu, z którego przeszklone drzwi prowadzą na oszkloną werandę, która ciągnie się przez całą długość ściany budynku, czyli jakieś 10 metrów, a szeroka jest na około 2 metry. Weranda jest na jednej ścianie obita boazerią, pomalowaną na czekoladowy brąz (boazeria jest wg mnie do wyrzucenia z tamtego miejsca, ale chętnie wykorzystałabym ją do innych celów).
Mniej więcej po środku długości werandy są drzwi, po których otwarciu mamy do wyboru:
- zejście na dół do "piwnicy", która tak na prawdę jest parterem domu (i wg mnie ma potencjał na coś więcej niż piwnica)
- oraz wejście do góry po schodkach. Wchodzimy na duży przedpokój/hall(przedpokój jest dla mnie prostokątny i podłużny a hall kwadratowy lub okrągły, a to pomieszczenie jest zdecydowanie bardziej kwadratem). Na tym piętrze znajdują się 3 olbrzymie pokoje, kuchnia ze starym piecem kaflowym (który powinien zostać przebudowany - jeśli się da to z większości starych części) oraz średniej wielkości łazienka w stanie prawie, że surowym.. tzn gołe tynki, toaleta, wanna i stara frania :) - ta część domu jest do zamieszkania na już (gdyby wprawić nowe okna i zrobić ogrzewanie).
Jest jeszcze poddasze, na którym nigdy nie byłam, bo nie ma na nie jeszcze schodów. Mężowi muszę na słowo wierzyć, że są tam 4 pokoje i miejsce na łazienkę.. To piętro jest gołe i wesołe, z zabitymi deskami oknami.. a raczej z brakiem okien.. a wejść na nie można tylko po wielkiej, starej, chwiejącej się drabinie - tylko pająków boję się bardziej!
"Piwnica", która wcale nie jest piwnicą, tylko parterem posiada olbrzymią salę na połowę domu, przylegającą do niej kuchnię (tu marzy mi się pomiędzy tymi pomieszczeniami "okno" z blatem barowym), mała toaleta i jeden dosyć duży pokój. Są też tajemnicze drzwi, prowadzące do prawdziwej piwnicy, w której nigdy nie byłam.. raz tylko zaglądnęłam przez te drzwiczki wołając męża na obiad i wyglądało to trochę jak z horroru, a mój głos odbił się echem.. podobno piwnica jest duża i ma 3 pomieszczenia.. 1 przeznaczone na kotłownie, 2 nie wiem na co - no ja bym tam składowisko zrobiła (bałaganiarą jestem.. gdzieś musi być zrobiony "pierdolnik"), a 3 na moje oko wygląda jak warsztat.. to znaczy ja bym chciała by był tam warsztat (tam byłam, bo do tego pomieszczenia są drzwi również z zewnątrz budynku, jest ono jasne i posiada okno).
Na środkowym piętrze (tym co nadawałoby się do zamieszkania) w każdym pokoju są okna balkonowe na całą ścianę.. balkony są na 2 ścianach domu (połączone ze sobą).. z jednego balkonu jest wejście (po kolejnej cholernej drabince!) na wielki, zadaszony taras.. Jako że ja kocham werandy i tarasy, to musiałam przełamać swój lęk wysokości i wleźć tam.. Zakochałam się w tym miejscu i nie chciałam stamtąd schodzić.. I w cale nie z powodu mojego lęku!
Balkony są od południa i zachodu, a taras od północy.. podłoga tarasu, to dach dla tej oszklonej werandy, przez którą wchodzi się do domu - czyli weranda też jest od północy.. (wszystkie kierunki swata, są jedynie orientacyjne gdyż jestem kobietą.. w dodatku mąż uważa, że z tymi kierunkami świata, to tak nie do końca w tym "naszym" domu, bo ustawiony on jest pod lekkim kątem..
Jedynym minusem domu.. a raczej lokalizacji, jest podjazd.. Droga asfaltowa, wąska tak, że kiedy jesteś na dole, to musisz zatrąbić kilka razy (taka umowa między sąsiadami), by samochód, który ma zamiar jechać z góry, wiedział, że ty z dołu nadjeżdżasz.. to daje mu szansę, na szybki skok w bok, w jakieś krzaki (co jest trochę ryzykowne, bo po tej stronie drogi jest wysoka skarpa gdzie płynie potok), lub najechanie jednym kołem na płot sąsiada.. co może być również ryzykowne, jeśli sąsiad okaże się cholerykiem..
Podjazd jest tak stromy, że wjeżdżając pod górę nocą, można podziwiać spadające gwiazdy.. patrząc przez przednią szybę - nie przez szyberdach.. Nie wiem jeszcze jak ludzie rozwiązują ten problem zimą.. przed podjazdem jest znak, że należy założyć łańcuchy na koła.. Kurcze ja leniwa jestem z natury i przeraża mnie myśl, że za każdym razem będzie trzeba zakładać łańcuchy i ściągać, zakładać i ściągać..
Mimo to jesteśmy mocno napaleni na ten dom.. Kombinujemy jak konie pod górę by móc tam zamieszkać.. i ostatnio nawet widziałam tam etat dla siebie, ale z mężem nie jest już tak prosto..
Póki co, pozostaje mi dzielić się z wami moimi marzeniami i wizjami wnętrzarskimi..
Nie mogę się doczekać, aż przyjdzie moment, gdy będę wam pokazywać zdjęcia "przed i po" oraz porównywać efekt uzyskany, do tego co miałam kiedyś wcześniej w głowie :-)
Niewiele miałam w życiu okazji do spełniania swoich marzeń, więc nie może być inaczej i to marzenie się spełni - trzymam za to mocno kciuki i niczego na świecie nie pragnę bardziej..!
Szukając w internecie inspiracji na urządzenie wnętrz, starałam się wybierać takie, które odwzorowują również układ pomieszczenia.. czyli na której ścianie znajduje się okno, drzwi itp.. jeżeli coś będzie inaczej niż w rzeczywistości, to będę o tym informować :-)
Tym czasem zapraszam was serdecznie.. otwieram przed wami drzwi do mojego domu :-)
Identyczny układ wejścia, dokładnie mój styl i wszystko jak należy, oprócz tego pomarańczu. Nie przepadam za odcieniami czerwieni i pomarańczu na ścianach.. ani na zewnątrz, ani wewnątrz domu.
Nie przepadam to bardzo łagodne określenie! W takich pomieszczeniach czuję się jakby ściany się zacieśniały, w tle leciała muzyka techno i od razu mam w głowie obraz siebie biegającej na golasa po okolicy, dzierżącej z dłoni siekierę i mordującej wszystkie napotkane istoty :-/
Gdyby cofnąć się o kilka kroków, to po lewej stronie mamy okno (od kuchni, tej znajdującej się w "piwnicy") a tuż przy oknie, zawsze latem wyciągamy taki biały stoliczek i krzesła.. i nie wyobrażam sobie, bo mogłoby go tam zabraknąć! I udało mi się znaleźć całkiem podobną aranżację:
Oczywiście w stanie obecnym dom jest pokryty białym tynkiem (tzn kiedyś to był chyba biały kolor), okna są stare drewniane i nie posiadają okiennic - jeszcze ;-)
Ale stolik jest identyczny :-) + 4 białe, metalowe krzesła z kompletu.
Okno, które widzimy na zdjęciu (od kuchni 'w piwnicy') w rzeczywistości są bardziej szerokie i niskie, ale nieco większe niż standardowe piwniczne - dzięki czemu przepuszczają do pomieszczenia dużo światła.
Kolejny post, powinien być o wiatrołapie i werandzie, ale nie mogę nigdzie znaleźć zdjęć, które kiedyś zapisywałam na komputerze.. Żal mi szczególnie jednego, bo wyglądało jakby było zrobione na naszej werandzie, ale już po wprowadzeniu kilku drobnych zmian ;-)
I marzy mi się pewne drzewo.. a że ogrodnik ze mnie kiepski i co prawda, kwiatka wsadzić i podlać potrafię, drzewko przyciąć też, to jednak na gatunkach i nazwach roślin to nie znam się nic a nic!
Czy ktoś można zna nazwę tego pięknego, ognistego krzewu?
Pozdrawiam gorąco i idę robić kakao dla mojej rodzinki.
Czas na wspólne, jesienne oglądanie filmów pod kocykiem :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)